14.06.2010

Zaginięcie osoby Kircza Bojanowa

 

bg[4][5]

Emil Andreew

 

Osoba Kirczo Bojanow spokojnie mogła się urodzić w Nowi Pazar, Pyrwomaj, Biała Słanina, lub w Kresnie, ale nieubłagalny los zapragnął, aby przyszła na świat w L*** – miasteczku tak samo dużym i ogołoconym przez rozwój najnowszej historii bułgarskiej, jak i wyżej wymienione miejscowości. (W interesie śledztwa zachowamy w tajemnicy nazwę rodzinnego miejsca naszego bohatera.) Równie spokojnie Kirczo Bojanow mógł ukończyć filologię bułgarską w Sofii, Płowdiw lub Wielkim Tyrnowie, ale znów, znaczy się, władczyni naszych ziemskich chwil zdecydowała, aby uzyskał dyplom pedagoga z zakresu języka bułgarskiego i literatury w znanym ze swoich tradycji kulturowych mieście Sz***. (Jak już się domyśliliście i tutaj zachowujemy tajemnicę śledztwa.)

Zanim zaginęła, osoba Bojanow żyła w stolicy swojego kraju, w której, kto wie dlaczego, od zarania dziejów obywatele rozpaczliwie walczyli, aby ocaleć. Z męskim potomkiem i żoną, w bloku z płyty i z psem (śledztwo może ustalić, że jest to czystej krwi kundel) Kirczo Bojanow dniem i nocą korzystał ze swojego prawa do istnienia z Bożą pomocą i z nieprzyzwoicie małą ilością pieniędzy.

Tutaj należy podkreślić, że osoba Kirczo Bojanow była ochrzczona Kirczo z dwóch powodów: po pierwsze, ku czci sławnego świętego, pierwszego nauczyciela i twórcy piśmiennictwa słowiańskiego Cyryla* i po drugie – swojego macedońskiego dziadka Kircze, porywczego potomka zacnych powstańców. Po świętym Cyrylu Kirczo odziedziczył miłość do słowa, a po dziadku – by długo pić i siarczyście przeklinać. Oprócz tego, jak każdy Bułgar, osoba Bojanow nie lubiła, kiedy urażano jej godność i honor. W przypadku podobnej arogancji dumnie milczał, ponieważ wiedział, że i my daliśmy coś temu światu. Z drugiej jednak strony, Kirczo był przekonany, że w warunkach ciągłej nędzy rozum i wyobraźnia tępieją i że jakakolwiek przeciętna rzecz może być uznana za arcydzieło.

Z właściwą sobie minioną mentalnością Bułgara, który przychodzi po rozum do głowy tylko wtedy, kiedy się kładzie spać i kiedy ucieka, każdego wieczoru zanim zasnął, Kirczo Bojanow wulgarnie i dosadnie przeklinał. Tak się uspokajał i jeśli śnił, śnił tylko romanse. (O ile jest mi wiadomo, śledztwo nie dysponuje zapisami jego przekleństw, a przykład, który tu przytaczam może jedynie ułatwić postępowanie). Zresztą, oto jak obrzydliwie przeklinał:

„O ja pier-rdolę swój głupi łeb! Pier-rdolę ten nędzny żywot! Wsadziłbym go wszystkim nieszczęśnikom w tym pierdolonym państwie! Zerżnąłbym posłów, ministrów, prezydentów i doradców; włożyłbym go mafiosom, biznesmenom i ochroniarzom; wepchnąłbym go wszystkim straszypizdom z dolnego biegu Dunaju; wetknąłbym go naszym bałkańskim sąsiadom, NATO i Unii Zachodnioeuropejskiej; wbiłbym go USA i Rosji; ONZ i osobiście Boutros-Boutrosowi! Niech go obciągają, wszyscy niech go obciągają, niech go obciągają, niech go obciągają, niech go obciągają…” I tak oto Kirczo Bojanow zapadał w sen, a rano budził się szczęśliwy, żeby powitać słońce nowego dnia, które podle świeciło przez ozonowe dziury.

W odróżnieniu od swojego dziadka Kircze, osoba Bojanow, nigdy jednak nie przeklinała na głos. Kirczo wiedział, że nikt nie osiągnął sukcesu dzięki przekleństwom, tym bardziej przeciwko swojemu narodowi, a ponieważ był też nauczycielem języka bułgarskiego i literatury w początkowej klasie, nie mógł sobie pozwolić na wychowywanie dzieci w takim, pozbawionym jakiegokolwiek poczucia estetyki, nihilistycznym stosunku do obiektywnej rzeczywistości, w szczególności do przemian demokratycznych w ich ojczyźnie. I bez tego miłe dzieci, chociaż małe, kradły, wyłudzały okup od swoich kolegów, a nawet zabijały, zażywały wszelkie narkotykowe substancje odurzające, przystępowały do najróżniejszych sekt, a niektóre nawet próbowały targnąć się na najcenniejszą rzecz daną od Boga – swoje ludzkie życie.

Nawet, jeśli był nie wiadomo jak zdenerwowany, Kirczo Bojanow też się powstrzymywał od przeklinania na głos. Ech, czasem, kiedy zupełnie nie mógł wytrzymać, wymawiał półgłosem: ,,Jakbym go tentego…”, lecz zdarzało się to bardzo, ale to bardzo rzadko i przy tym nikt go nie słyszał.

Być może z powodu wyżej wymienionych przyczyn osoba Bojanow mówiła mało, a kiedy to robiła najczęściej używała słowa ,,tentego” w licznych jego wariantach. Wychodziło coś podobnego do: ,,Wczoraj, tentego, byłem w tentego i tegowałem jedno tentego…”.

Na pewno nie uwierzycie, że nauczyciel języka bułgarskiego i literatury, który urodził się w L*** i ukończył studia w Sz***, miał tak ubogi słownik, na pewno (tego nawet śledztwo nie uzna za prawdopodobne), ale taka była naga prawda. Również w jej interesie należy oświadczyć, że Kirczo Bojanow był wyjątkowo ostrożny w słowach i w swoich kontaktach z ludźmi. On po prostu ich unikał i jeśli musiał obcować, wolał to robić przede wszystkim ze swoją żoną i synem, ale najbardziej, zmuszony przez okoliczności, ze swoją koleżanką Coczewą. Ona była przed emeryturą i nie przepuszczała dogodnej okazji, żeby mu powiedzieć komplement: „Jaki pan jest uprzejmy, kolego Bojanow! Jeśli wszyscy młodzi ludzie byliby podobni do pana, jakim to państwem byśmy byli!” ,,Tentegowanym!”, mógł jej odpowiedzieć Kirczo Bojanow, ale zamiast tego obdarzał ją słodkim uśmiechem, dzięki któremu koleżance Coczewej świat wydawał się bardziej słoneczny, bardziej demokratyczny i godny zaufania jak błękitne niebo.

Oto jak w dniach milczącej nędzy i tajemnych nocach obrzydliwego przeklinania osoba Kirczo Bojanow korzystała ze swojego prawa do życia, jeśli w ogóle to ostatnie mogło być określone jako tentakie. Dni biegły jak karaluchy po podłodze jego życia, karaluchy w jego mieszkaniu z płyty mnożyły się jak jego dni, a Kirczo Bojanow milcząco przeklinał nocą, nie podejrzewając swojego zaginięcia.

(W interesie śledztwa trzeba tu zaznaczyć, że istnieją dwie wersje odnośnie zaginięcia naszego bohatera. Jedna, że wyjechał do Ameryki, Kanady, Australii, Nowej Zelandii i innych podobnych po prostu była nie na poziomie, gdyż nawet dzieci, których uczył, wiedziały, że pan Bojanow był biedniejszy od nich, a zatem nie miał skąd wziąć pieniędzy na bilet. Druga, w której jest pewna logika, że osoba Bojanow przestała być już osobą, że przeobraziła się w jakąś nową formę materii dzięki współczesnym technologiom, podwyższonej radioaktywności, promieniowaniu o niskiej częstotliwości kuchenek mikrofalowych, telefonów komórkowych i innych zgubnych zdobyczy cywilizacji. Ale i ta wersji, jakby nie była naukowo uzasadniona, wygląda na to, że jest niespójna: Kirczo Bojanow nie miał dostępu do żadnej współczesnej technologii, jeśli wykluczymy rzutnik w szkole, który od lat nie działał z powodu braku środków; żył z dala od źródła radiacji, a podwyższonej takiej, według rzetelnych i wielce odpowiedzialnych bułgarskich mediów, nie było; co się tyczy niskich częstotliwości – Kirczo Bojanow nie posiadał ani kuchenki mikrofalowej, ani telefonu komórkowego, ani nawet licznika Geigera-Müllera. Pozostawiam śledztwu, aby stworzyło sobie swoją własną hipotezę, ale mając na uwadze jak bardzo jest ono utrudnione w ostatnim czasie, zaproponowałbym mu, żeby pomyślało o rzeczy następującej: czy aby osoba Bojanow, która urodziła się w L*** i ukończyła studia w Sz***, nie zatarła swojej osobowości przez jakąś nową formę dążności do wyjechania gdziekolwiek za wszelką cenę. Nie, nie mówię o samobójstwie, choćby nie wiem jak samobójstwa stały się częste w ostatnim czasie według statystyk ONZ, ani o zabójstwie, porwaniu itp. Tyle czasu od zaginięcia ciało osoby Kircza Bojanowa nie zostało znalezione, ani nos, ucho czy też palec, którymi to organami zazwyczaj bardziej ludzcy wyłudzacze okupu zaświadczają swoją dobrze wykonaną robotę. Nie, ten kierunek dochodzenia jest błędny! Poniżej zwrócimy uwagę na dodatkowe fakty, które według nas ułatwiłyby to śledztwo.)

I tak jak mówiliśmy na początku, Kirczo Bojanow, oprócz dziecka i żony, miał również psa: według śledztwa – kundla, ale według jego właściciela – istotę przypominająca psa bez płaskich paznokci i czupryny, w której ciele przerodziła się dusza jego dziadka Kircze. Kirczo Bojanow zrozumiał to pewnego wieczoru, kiedy w telewizji trwało studio dyskusyjne, w którym różni profesorowie, działacze społeczni i inne mądre głowy dyskutowały o historycznym losie Bułgarii: jakże była ona poszkodowana, ograbiona i oszukana przez mocarstwa i swoich sąsiadów! W innym przypadku, co by nie leciało w telewizji, pies osoby Bojanowa spał zwinięty w kłębek w jego nogach jak nieubłagalna kategoria czasu. Tak też przez ostatnie swoje lata spał dziadek Kircza – zwinięty w swojej fizycznej bezsilności na łóżku przy piecu. Dzień i noc ten potomek macedońskich powstańców, który walczył we wszystkich wojnach bułgarskich oprócz Ojczyźnianej, na którą był już zbyt stary i mądry, żeby przelewać swoją krew, dzień i noc dziadek Kircze spędzał z zamkniętymi oczami w oczekiwaniu, że wreszcie one zastygną i skończy się cały ten galimatias, jak lubił mawiać. Kiedy otwierał oczy, dziadek Kircze, zwykle siadał przy piecu i patrzył przez okno jakimś niedostępnym dla ludzkiego słowa wzrokiem. Co też widział dziadek Kircze, pytał siebie mały wówczas Kirczo? Ale nawet i później, nawet chwilę przed zniknięciem, Kirczo Bojanow nie mógł odpowiedzieć sobie na to pytanie przerastające go tak, jak i czas. Oczy, jednak, te ciemnobrązowe, wypełnione ziemską wilgocią, te oczy osoba Bojanow zapamiętała na zawsze. Oczywiście, Kirczo Bojanow nie mógł nie zapamiętać też wściekłych przekleństw swego dziadka pod adresem wszystkiego, ale najbardziej pod adresem życia. „Pierdolę to bydlęce życie!”, mówił dziadek Kircze i jego oczy stawały się jakieś takie, że nawet szklanki w pokoju drżały, nie mówiąc już o lampie, która gasła natychmiast, jeśli była zapalona, albo zapalała się nagle, jeśli była zgaszona.

Właśnie przez tę cechę spojrzenia osoba Bojanow odkryła, że dziadek przerodził się w jego psa. Ponieważ, kiedy mądre głowy szlochały nad naszą historyczną dolą, mały zwierz zeskoczył z łóżka, podszedł do telewizora i spojrzał na mądrzących się w nim człowieczków takimi oczami, że wszechobecna elektroniczna media nagle zamilkła, a chwilę potem zgasła.

Począwszy od tego dnia Kirczo Bojanow przekonał się w zupełności, że dziadek jest przy nim, wcieliwszy się w ciało jego ulubionego psa. To właśnie wtedy Kirczo zaczął przeklinać w myślach przed zaśnięciem i stawał się coraz to bardziej i bardziej milczący. Na początku Kirczo przeklinał tak jakoś ostrożnie, wydawało mu się, że to profanacja, wstydził się swojej wiary w dzień jutrzejszy, w dobro w człowieku. Ale o ile dłuższe i bardziej wściekłe stawały się jego przekleństwa, o tyle bardziej pies rozczulał się w jego nogach, wtulał się w nie, a czasem nawet przychodził go polizać z radości, szczególnie, jeśli przekleństwo naprawdę mu się podobało. A kiedy Kirczo Bojanow po raz pierwszy wtrącił przymiotnik „psi” w połączeniu: „Pierdolę twoją radość i pociechę, pierdolę twoje psie życie!”, zwierzątko w jego nogach omal go nie zjadło z czułości. Co to były za pieszczoty, co to były za pocałunki, co to był za cud!

Żona Kirczo Bojanowa, która spała z dzieckiem na drugim łóżku, często pytała siebie co się dzieje: nie słychać było ani głosu, ani szczekania, a w łóżku przytulali się pies i człowiek. Nie podejrzewała, że dni wspólnego życia z mężem są policzone. Najpierw musiała się przyzwyczaić do dziwnych nocnych pieszczot między Kirczem i psem, nie pomijając współczucia dla swojego męża i zwierzątka „Dobrze, że istnieje przynajmniej ta radość”, żegnała się znakiem krzyża, przykrywała syna i zapadała w sen.

Kilka dni przed zniknięciem osoba Bojanow przestała śnić romanse i zaczęła mówić przez sen. Kiedy żona usłyszała go po raz pierwszy, uznała to za zwykłe majaczenie, ale następnej, a szczególnie jeszcze następnej nocy, kiedy Kirczo już siedział w łóżku i mówił dłużej niż pół godziny, wprawiło ją to w zakłopotanie. Jej mąż jakby z kimś rozmawiał. Jego zdania były powiązane, istniała w nich formalna logika i nie przypominały paplaniny, która jest zazwyczaj wyrazem podświadomych pragnień. (Trzeba wyjaśnić śledztwu jak to się stało.)

Znaczy się, kilka dni przed zniknięciem, Kirczo Bojanow znów się położył, zmęczony nudnym, biednym i milczącym pedagogicznym dniem. Ostatnio oprócz z uczniami, Kirczo nie rozmawiał z nikim, nawet ze swoja koleżanką Coczewą. Ale za to przeklinał w myślach już jak prawdziwy furman i to takimi świńskimi słowami, które jakoś tak głupio, wręcz wstyd cytować, choćby nie wiadomo jak były one niezbędne dla organów śledczych.

Ale tamtej nocy osoba Bojanow była tak padnięta, że ledwie został jej czas na jedno-jedyne, przy tym bardzo szczególne z punktu widzenia gramatycznej kategorii czasu i trybu, przekleństwo: „O jakbym chciał mu pierdolić pizdę matki waszego wiecznie znikomego życia, o ja pierdolę!” (Niech śledztwo mi wybaczy, ale uważam, że z wyżej wymienionego wzoru śledztwo będzie miało ogromny pożytek.)

I Kirczo zasnął jak zabity. Nie miał czasu nawet odwzajemnić psich pieszczot. Nie śnił romansu. Spał głęboko i wartościowo do około trzeciej godziny w nocy, kiedy to nagle został obudzony przez wściekłe ujadanie ulicznych psów. W przestrzeni między blokami rozległa się niezrozumiała wrzawa stada kundli. Było to w pełni wiosny. Przyroda przeczyszczała swoją krew i była gotowa do parzenia się, z czym popadnie.

Kirczo pomacał nogą grzbiet swojego psa i zamyślił się nie otwierając oczu. Psy nie przestawały. „Dlaczego one szczekają”, zapytał siebie, „a ten tu śpi jak kamień? Milczą też psy w pozostałych mieszkaniach. Dlaczego? Te, na dole, być może się biją, być może leje się krew, a nasi pupile słodko sobie śpią. Pierdolę tę niesprawiedliwość przyrody! Czyż nie mają współczucia, czyż nie boją się Boga! Śpią sobie. A pierdol i te jego psy!”

Tu osoba Bojanow przestała i zaczęła zapadać w sen. On nie zrozumiał, ani nie poczuł, że po raz pierwszy przeklinał na głos. Słyszała go żona, ale udało się jej nadać sens tylko ostatnim trzem zdaniom i przyjęła je za normalne majaczenie. Ale wcale tak nie było!

Następnej nocy Kirczo kontynuował, ale teraz już usiadł w łóżku i mówił do swojego psa, który, kto wie dlaczego, spał jak zabity. Oczu osoba Bojanow nie otwierała (niech śledztwo zwróci szczególną uwagę na ten fakt!), ale też nie milkła: „Przecież byłeś powstańcem, przecież uczestniczyłeś w trzech wojnach, dlaczego teraz śpisz, a? Gwałcicie nasze dzieci, napadacie na nie, rozrywacie je, kradniecie jak szaleni i zabijacie, pierdolę waszą matkę! Psy! A ty – chrapiesz! Wstań, odezwij się, daj logiczne wyjaśnienie, pierdolę cię w twoje podobieństwo do psa!”. Żona drżała na sąsiednim łóżku i mocno przytulała dziecko. Nie śmiała pisnąć ani słowa.

A w noc, przed ostatecznym zniknięciem osoby Kircza Bojanowa, urodzonego w L***, i który ukończył studia w SZ***, stało się coś wyjątkowo nietypowego dla końca XX wieku – tej apotezy współczesnej cywilizacji. Po tym jak zwymyślał cały psi ród, po tym jak go obwinił, że się nie boi i nie wstydzi niczego, a myśli tylko o pieniądzach, rozpuście i broni, o tym jak ma rządzić, łakomić się i bogacić, dopiero po tym, jak porządnie zwymyślał śpiącą w jego nogach istotę podobną do psa, dopiero wówczas Kirczo Bojanow otworzył oczy i wpatrzył się w ciemność. Jego spojrzenie było jakieś takie, że szklanki w pokoju zadrżały, a chwilę po tym zapaliła się też lampa.

Żona osoby Bojanowa spojrzała w stronę łóżka, ale w nim oprócz psa, który spał jak zabity, nie było niczego. Wstała, poszła do kuchni, później do łazienki, żeby poszukać męża, zobaczyła na balkonie, zaglądała nawet do szafy i pod łóżko, ale po Kirczo nie było ani śladu. „Pewnie wyszedł pospacerować”, pomyślała sobie. „Stał się taki nerwowy ostatnio, że aż zaczął przeklinać przez sen”. Potem zgasiła światło, położyła się koło syna Kircza i objęła go z zamierającym sercem i duszą. Dziecko było w pierwszej klasie i już potrafiło pisać literki Świętych Braci**.

(A Teraz. Śledztwu chciałbym powiedzieć, że zapewne nie warto, aby zajmowało się sprawą zaginięcia osoby Kircza Bojanowa. Wiem jak bardzo są dzisiaj przeciążone organy śledcze i być może nie będzie celowym podejmowanie wysiłków i wydawanie środków na taką małoważną sprawę. Mimo wszystko nalegam, aby poinformować naszą społeczność, że ostatnio liczba psów bezdomnych gwałtownie wzrosła i jeśli nie zostaną podjęte jakieś wspólne działania, istnieje niebezpieczeństwo, że z powodu ich nocnego szczekania stanie się częstszym przeklinanie na głos, za którego przytoczenie w historii z osobą Kircza Bojanowa, jeszcze raz szczerze przepraszam.)


* w języku bułgarskim imię Cyryl ma brzmienie Kiril – przyp. tłum.

** nawiązanie do alfabetu słowiańskiego stworzonego przez Świętych Braci Cyryla i Metodego – przyp. tłum.

Przełożył z bułgarskiego: Waleri Waczew

Redakcja: dr Mariola Mostowska

Brak komentarzy:

Abonament blog - WIADOMOŚCI

KOLO NAUKOWE STUDENTÓW BULGARYSTÓW