3.10.2011

SKLEP MIĘSNY

bg_jez

Silvia Tomova

Jej ręce czuć mięsem. Polędwiczki wieprzowe, żeberka wieprzowe, pieczeń, karkówka. Palce sięgają po mięso, głaszczą jego czerwoną powierzchnię, wijące się po nim żyły, po czym kawał mięcha ciężko układa się w dłoni. Jej mięśnie kurczą się i rzuca mięso na wagę, której elektroniczne czujniki drżą. Wzrok kobiety sprzed lady pada na jej dłonie, później ślizga się w górę po ciele i zatrzymuje na źrenicach.

– Czy życzy sobie pani pokroić? – pyta.

– Tak – słyszy głos z naprzeciwka i widzi rękę, z banknotem, wyciągniętą ku niej.

Mięso jest mokre, czasami tłuste, czasami lepkie. Banknoty zawsze suche. Ich język jest papierowy, banknoty szepczą cicho, położone jeden przy drugim. Ich pieszczoty są delikatne, wzajemne i dyskretne. Mięso mówi innym językiem – jego kolor krzyczy pomarańczowym głosem, przytłumionym śnieżnobiałą słoniną jak pianą. Kiedy trzyma żeberka czasami myśli sobie, że to ciało, mięśnie między żebrami są jeszcze żywe i w każdej chwili wyślizgną się z jej palców, zwierzę wyda przerażony ryk i zniknie wśród tłumu ludzi na ulicy. Banknot tonie w gardle kasy, która wypluwa paragon, a ten przechodzi z ręki do ręki. Po kobiecie, przed ladą staje mężczyzna. Jego ręce są spokojne, skóra również. Ona widzi drgnięcie jego jabłka Adama, kiedy wybiera mięso.

– Kotlety – mówi.

– Czy już pan wybrał – pyta.

–Ten – pokazuje.

W jej dłoni rozluźnia się martwe ciało.

– Czy życzy pan sobie coś jeszcze – pyta, w momencie kiedy on wyjmuje portfel, który uderza ją zapachem dębu i tytoniu.

– Nie – mówi, bierze paragon i odlicza banknoty przed jej oczami. W czasie, kiedy jego palce liczą, ona widzi jak kolorowe twarze na pieniądzach przylepiają się jedna do drugiej i po jej plecach przechodzą zimne ciarki. To dreszcz. Znajomy dreszcz, które wprowadza w błąd świadomość, wbija się w przeponę i pieści różowymi palcami jej skórę. Kobieta podnosi wzrok na twarz mężczyzny. Chce się upewnić, że on, a nie papier w jego palcach, wywołuje to pragnienie. Ten niejasny jęk, wypływający z jej gardła, ze wszystkich porów. To krzyk ciała o drugie ciało. O zwierzęcą bliskość, cielesną jak chłodne, mokre mięso, które z zaufaniem rozluźnia się w jej dłoni. Twarz mężczyzny jest spokojna, jego oczy nie wyrażają niczego, usta również. Jego skóra nie najeżyła się, jego oddech nie jest przerywany. Wzrok kobiety znów prześlizguje się po jego rękach, aż do czubków palców. Szept banknotów ją upaja, czuje gorąco, które lada chwila zaleje całe jej ciało. Od stóp do głów. Jej nozdrza ledwie zauważalnie rozszerzają się i wtedy mężczyzna to czuje. Jęk. Skóry, gardła, ud, rąk, krzyk o bliskość. Jego oczy momentalnie toną w jej oczach. Jego rysy wydłużają się, ona zauważa błyskawiczną zmianę jego postawy, wyczekiwanie myśliwego, który nie przepuści celnego strzału, który dokładnie panuje nad bronią… Ponieważ bronią jest on sam. Ona czuje się pokonana i kiedy on chowa portfel w tylnej kieszeni, jej ręce powoli wyciągają się po banknoty i koniuszkami palców czuje w przestrzeni ciepło drugiego ciała, jego spokojne oczekiwanie, zanim nie nachyli się nad nią jak nad trofeum. Bierze banknoty w swoje dłonie i trzyma je nienaturalnie długo, jakby im nie wierzyła, jakby ich ciała nie były już z papieru, metalowej nitki i znaku wodnego, a ze zwiewnej materii, która przykuwa jej świadomość do jednej myśli, do jednego jedynego pragnienia. Aby została przyciągnięta, aby jej skóra przylgnęła ściśle do innej skóry, aby wpiła swoje wargi w inne wargi i wpuściła do swojego ciała inne ciało. Jej dłonie chowają banknoty do kieszeni i sięgają po mięso. Za materiałem koszuli pieniądze cichną, a tłuste mięso wpada do plastikowego worka, który podaje mężczyźnie z przed lady. On mówi cicho „Dziękuję” i jego głos jakby się rozpada, bulgoce z gardła, przechodzi przez jej ciało, upaja ją. Ona próbuje zacisnąć szczęki, oderwać się, opierać. Choć trochę. Jednak chwyt jest silny i jedyne, co czuje, że miękną jej kości, głucho zgrzytają w stawach, absolutny brak panowania nad swoimi ruchami. Oczy mężczyzny z przed lady rozszerzają się, jego wargi lekko się rozchylają, żeby odkryć rąbek zęba i wilgotnej śluzówki, w czasie, gdy ona upada przed nim z mięsem w ręce, czuje twardą podłogę i uderzenie, które nastąpi za moment. Ból, który powinien ją przywrócić z powrotem do świata, do tej realności, w której bliskość z tym mężczyzną jest możliwa, do świata, gdzie rzeczy, pociąg, namiętność dokonują się w naturalny sposób, obierają naturalny, ustalony przez cywilizację bieg. Ale tym razem w jej ciele obudziło się coś innego. Jęki tych mięśni nie należą do niej, głos tego ciała nie jest jej głosem. Przemawiają przez nią głosy tych wszystkich zwierząt, których trupy porcjowała. Kroiła na małe i duże kawałki i pomnażała cierpienia dusz, które opuściły te ciała. Ponieważ wszystko, co żywe ma duszę. Nawet trawa cierpi, kiedy spadnie na nią grad i nie pozwoli jej by wyrosła, by pokazała swoje kruche ciało słońcu, innym trawom, światu. Lecz świat teraz zmieścił się w jej brzuchu. W nim wszechświaty przekształcają się i walczą, gniewnie kopią ją w pachwiny, później chrapią w przewodzie pokarmowym, drapią płuca, wyciskają wodę z nerek i ona czuje ciepły mocz na swoich nogach, pianę wydobywającą się z jej warg, widzi mężczyznę już całkiem blisko siebie. Pochylił się nad swoją bezradną ofiarą, sam również bezradny, wystraszony i o źrenicach, które chcą ją o coś zapytać. Tym ich językiem, którym rozmawiali przed chwilą. Co się stało, chce ją zapytać, wystraszyłaś się mnie? Proszę cię, proszę cię, proszę cię… – chce mu odpowiedzieć, podnieść zesztywniałą rękę ku niemu i go pogłaskać. Wyjaśnić mu, że nie jest tą kobietą. Ona już nawet nie jest kobietą. A jakimś zwierzęciem, które inne ręce złapią mocno, przycisną w żelaznym uścisku, później ktoś ją uderzy w podstawę czaszki, żeby ją ogłuszyć i potem w jej kark stalowym chłodnym ciężarem wbije się ostrze i wytryśnie z niej ciepła czerwona krew, która utopi tego mężczyznę i kobietę za nim i dalej następnego mężczyznę itd.

– Ta kobieta zemdlała – słyszy głos mężczyzny. Tym razem głos całkiem realny, akustyczny, który wypełnia sklep mięsny, uderza o płytki na podłodze, o ściany i okna.

Proszę mi pomóc, mówi ona, ale z jej gardła wydobywa się tylko nosowy dźwięk, zmieszany z gęstą, trującą pianą.

 

Przełożyła z bułgarskiego: Karolina Radzikowska

Redakcja: dr Mariola Mostowska

Brak komentarzy:

Abonament blog - WIADOMOŚCI

KOLO NAUKOWE STUDENTÓW BULGARYSTÓW