Olga Korobczuk, Julia Szatkowska (Slawistyka III
rok)
Było to w czerwcu 2011, wielki stres - ostatni egzamin z dr Mariolą Mostowską. Wówczas nie myślałyśmy o niczym innym jak tylko o wpisie do indeksu. Jednak jedno zdanie Pani doktor: „Dziewczyny są 3 wolne miejsca na „Erasmusa” do Bułgarii” zmieniły wszystko i wywołały burzę mózgów. Decyzja miała być podjęta od razu. Razem z Julką popatrzyłyśmy na siebie i momentalnie podjęłyśmy decyzję. Później był wielki chaos związany z przygotowywaniem potrzebnych dokumentów i problemy z wizą, ponieważ jesteśmy obywatelkami Ukrainy. Jednak dzięki wykładowcom, wszystko się udało.
Podróż była bardzo długa, ponieważ zaczęła się we Lwowie, następnie minęliśmy Bukareszt, aż w końcu po 24 godzinach pociąg dotarł do Sofii. Nasze pierwsze wrażenia były bardzo pozytywne. Już na dworcu mogłyśmy doświadczyć uprzejmości i otwartości Bułgarów, którzy wytłumaczyli nam wszystko co i gdzie. Bardzo nas podniosła na duchu informacja, że Wielkie Tyrnowo jest najpiękniejszym miastem w Bułgarii. Z zadowoleniem wyruszyłyśmy w dalszą podróż. Rozpoczął się dla nas nowy etap wypełniony nauką, nowymi znajomościami z ciekawymi ludźmi, inną kulturą, tradycjami i zabawami. Bardzo nam się podobało. Nasi mentorzy pomagali nam w kwestiach dotyczących zakwaterowania, dokumentów i umów. Początkowo osoby, z którymi się zapoznawałyśmy mówili do nas po angielsku, jednak na naszą wielka prośbę kolejne rozmowy toczyły się w języku bułgarskim. W akademikach działo się istne, międzynarodowe szaleństwo =) Podczas tzw. „купони” najlepiej uczyło się i szkoliło język.
Podczas Erasmusa dużo podróżowałyśmy i ciągle próbowałyśmy nowych, regionalnych potraw. Zrobiliśmy sobie kilka wycieczek do Warny, Sofii, Płowdiwu, byłyśmy na Szipce, Triawnie, Drianowskim klasztorze. To właśnie był najlepszy sposób na dotknięcie i poznanie kultury bułgarskiej. W kwestii dotyczącej jedzenia było różnie. Przez pierwsze 2 tygodnie ogarniał nas lekki szok: tłuste mięso, w potrawach dużo sera, warzywa, owoce, oliwki… natomiast w „sirene” po prostu zakochałyśmy. Jeśli w restauracji nie wiedziałyśmy co zamówić, zawsze miałyśmy wariant zapasowy, czyli „ Пържени картофи със сирене “ (Frytki z serem „sirene”). W miarę upływu czasu, jedzenie nam bardzo posmakowało. Widok warzyw w prawie każdej potrawie już nas nie dziwił. Później już nawet same przyrządzałyśmy szopską sałatę i tarator. Baniczki były zawsze naszym pierwszym śniadaniem. Ktoś może powiedzieć, że Bułgarię trzeba zwiedzać tylko latem i tylko nad morzem. Nie wiem i nie rozumiem dlaczego. Osobiście nie widzę przyjemności w leżeniu na słońcu brzuchem do góry i opalaniu się w towarzystwie turystów z Polski czy Ukrainy. Niczego nie można wtedy dowiedzieć się o tym pięknym kraju. My za to miałyśmy wspaniałą możliwość spędzenia czasu w tym kraju i poznania go „od kuchni”. Każdego dnia próbowałyśmy czegoś nowego, czego jeszcze w ogóle nie znałyśmy. Dzięki temu miałyśmy doskonałą możliwość praktykowania języka, który później przyjmowałyśmy automatycznie. Dla nas był to po prostu najlepszy okres podczas studiów, pełen emocji, wrażeń i nauki. Tylko później ciężko nam było wrócić do normalnych zajęć, sesji i zwykłego życia studenckiego w Polsce. Wszystko co dobre, zawsze się kiedyś kończy. Dzięki Programowi Erasmus, miałyśmy możliwość aby poznawać świat, naród i język, którego uczymy się na Slawistyce. To dało nam szansę, aby utwierdzić się w przekonaniu, że wybrałyśmy dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz