Autor: Martyna Sadzikowska
Taniec daje możliwość wyrażenia siebie,
pokazania swojego wnętrza…
w ruchach, gestach zawiera się swą duszę,
myśli, poglądy. Jest się po prostu sobą…
W tym roku Zespol Tańca Ludowego UMCS obchodzi swoje 55-lecie („Szmaragdowe gody”). Z tej okazji odbyło się dużo koncertów. Na scenie było radość, energię i entuzjazm wśród wszystkich grup – i tych obecnych, i tych z ciut większym doświadczeniem... – napisano na stronie internetowej ZTL.
Poniżej rozmowa z jednym z członków Zespołu Tańca Ludowego UMCS – Mateuszem Miką, studentem I roku slawistyki:
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z tańcem w Zespole Tańca Ludowego UMCS?
- Wiadomo, jak każdy tańczyłem, czy to na dyskotekach, czy na spotkaniach ze znajomymi, jednak nigdy bym nie przypuszczał, że zacznę się tym zajmować bardziej na serio, a tym bardziej w Zespole Tańca Ludowego. Dziwię się sobie, że w przeszłości postrzegałem ten rodzaj tańca jako tzw. „obciach”. Teraz wiem, że trzeba najpierw coś bliżej poznać, by móc to oceniać. Do ZTLu zgłosiłem się, ponieważ chciałem w bardziej kreatywny sposób wykorzystać czas przeznaczony dla rozwijania aktywności fizycznej. Osobom postronnym mogłoby się wydawać, że popełniłem błąd, gdyż zajęć w-f miałbym tylko 1, 5h, a na taniec muszę przeznaczyć 7h tygodniowo.
- 7h to dużo… Jak godzisz to z zajęciami na uczelni?
- Nie jest ciężko, gdyż próby odbywają się wieczorową porą. Wracając do domu odczuwam lekkie zmęczenie, ale zawsze znajdę czas i energię na naukę. Nie zapominam, że najważniejsze jest wykształcenie i nigdy nie pozwolę na to, by jedno kolidowało z drugim. I w tańcu i na uczelni staram się dawać z siebie wszystko.
- Czy ten czas wystarcza, by swobodnie poruszać się na scenie?
- Nie do końca… Żeby dojść do perfekcji trzeba poświęcić dodatkowe godziny poza próbami. Raz na jakiś czas odbywają się tzw. zgrupowania, na których uczymy się nowych tańców i poprawiamy swoją technikę, by w trakcie występów uniknąć pomyłek i swobodnie czuć się na scenie.
- Opisz swój dzień, w którym masz próby.
- W ciągu dnia oczywiście zajęcia na uczelni, nauka… Ok. godziny 19 idę na próbę, która zwykle odbywa się w „Chatce Żaka”. Po intensywnej rozgrzewce wraz z kolegami z zespołu powtarzamy wcześniej poznane układy, omawiamy wszelkie niejasności. Gdy nasza instruktorka stwierdzi, że opanowaliśmy już kroki, uczy nas nowej choreografii. Po 2 godzinnej próbie mamy jednak wystarczającą ilość energii, by się spotkać, porozmawiać przy piwie i się bawić.
- Jak każdy wie, do tanga trzeba dwojga. Powiedz coś o swojej partnerce… Dlaczego razem tańczycie? Czy dobrze czujecie się w swoim towarzystwie, czy może drzecie ze sobą tzw. „koty”?
-Moja partnerka ma na imię Olga, pochodzi z Ukrainy. Olga tańczyła przez 12 lat w Ukraińskim Zespole Ludowym. Motywuje mnie do pracy i wiele się mogę od niej nauczyć. Przed wyjściem na scenę zawsze powtarza mi, bym tańczył dla niej i wtedy staram się jeszcze bardziej. Widz zawsze wyczuje, kiedy partnerzy taneczni są ze sobą w dobrych stosunkach. Ja z Olgą czujemy do siebie ogromną sympatię, gdyby było inaczej, odbiło by się to na tańcu.
- Miałam przyjemność być na kilku Twoich koncertach i widziałam, że oprócz tańca także śpiewasz… i to całkiem nieźle:) Czy w przeszłości miałeś kontakt ze śpiewem?
- Tak… Przede wszystkim pod prysznicem:) A teraz na poważnie… W dzieciństwie śpiewałem w scholi parafialnej, prowadzonej przez moją starszą siostrę. Później założyłem własną scholę. Śpiewałem też w zespole szkolnym. Kilka razy uczestniczyłem w warsztatach muzycznych.
- To Ty muzykalny chłopak jesteś…:) Czy oprócz tańca i śpiewu w jakiś inny sposób Twoje życie związane jest z muzyką?
- Tak jak już wspomniałem, prowadziłem scholę, w której osobiście akompaniowałem na gitarze. Grywam też dla przyjemności na klawiszach. Przez 3 lata grałem na puzonie w Orkiestrze Dętej w moim rodzinnym miasteczku. W między czasie sam nauczyłem się grać na skrzypcach i saksofonie- na którym grałem w zespole szkolnym, w szkole średniej. Obecnie moim marzeniem jest, aby wstąpić do Lubelskiej Orkiestry Dętej, ponieważ nie chcę, by trud włożony w naukę gry na puzonie poszedł na marne.
- Wracając do tematu tańców… Czy masz tremę przed występami?
-Mam tremę, ale jest to trema motywująca. Kiedy znajdę się na scenie od razu znika. Nabieram wtedy pewności siebie, wyobrażam sobie, że wszyscy patrzą tylko na mnie i to mnie nakręca. Staram się oddać całego siebie, byśmy wraz z moją partnerką i resztą grupy wypadli jak najlepiej, gdyż tańcząc tworzymy jedność. Jesteśmy zespołem, który powinien ze sobą współpracować. Tym właśnie taniec ludowy różni się od tańca towarzyskiego, priorytetem jest cały zespół.
- Zauważyłam, że Ty i Twoi koledzy jesteście zawsze uśmiechnięci. Czy to jest uśmiech sceniczny?
- Na początku był to uśmiech sceniczny, ale po pewnym czasie zaczęliśmy się bawić na scenie i nie traktowaliśmy tego jak kolejne wyznaczone nam zadanie. Nawet gdy popełnialiśmy błędy, nie przejmowaliśmy się tym i z uśmiechem na twarzy kontynuowaliśmy taniec. Uśmiech sprawia, że taniec jest lepiej odbierany. Dzięki niemu widzowie wybaczają nam nawet największe wpadki, a czasami ich nie zauważają.
- Stroje, w których tańczycie są piękne, kolorowe… Ale czy wygodne?
- Zgadzam się z tym, że są piękne, ale niestety niewygodne. Oczywiście nie wszystkie. Niektóre nie pozwalają na swobodę ruchu. Zdarza się, że np. spodnie są za ciasne, buty za małe, ale zaciskamy zęby i nie pozwalamy, by ktokolwiek zauważył, że coś jest nie tak. Często w najważniejszych momentach a to guzik odpadnie, a to gdzieś materiał się popruje…tzw. złośliwość rzeczy martwych. W takich sytuacjach naszą przyjaciółką, która nie raz już nas uratowała jest prosta, ale jakże praktyczna rzecz - agrafka.
- W trakcie koncertów nie macie wiele czasu na zmianę strojów przed kolejnym tańcem. Jak dajecie sobie z tym radę?
- Nie jest łatwo. Na przebranie najczęściej mamy 3 minuty, jednak po pewnym czasie nabieramy wprawy. Starsi koledzy pokazali nam sztuczki, dzięki którym możemy szybciej się przebrać. Np. w koszuli, której mankiet od rękawa ma 2 guziki zapinamy tylko 1, ten, który znajduje się wyżej. Niestety zdarza się i tak, że nie zdążamy się do końca ubrać i jakąś część stroju zakładamy, zapinamy biegnąc na scenę, a nawet na samej scenie. Na jednym z ostatnich koncertów sam tego doświadczyłem, w tańcu zapinałem pas:)
- Czy po występach jesteś z siebie zadowolony, czy może samokrytyczny i mówisz sobie, że mógłbyś zatańczyć lepiej?
- Gdybym nie był samokrytyczny, nie zauważałbym swoich błędów, nie starałbym się ich poprawiać, ulepszać swojej techniki, nie rozwijałbym się. Ale powiem Ci, że nie można z tym przesadzać, gdyż po pewnym czasie dojdziesz do wniosku, że do niczego się nie nadajesz, a wiara w siebie jest bardzo ważna.
Z występu jestem zadowolony tylko wtedy, gdy zadowolona jest też moja partnerka.
- Który z tańców jest Twoim ulubionym?
- Moim ulubionym tańcem jest taniec Rzeszowski. Niestety nie miałem jeszcze okazji zaprezentować go przed publicznością. Wybrałem ten taniec, ponieważ jest on energiczny, ale tańcząc go nie odczuwa się zmęczenia. Sprawia ogromną przyjemność. Można w nim zaprezentować swoje umiejętności aktorskie, pokazać się z jak najlepszej strony. Wszyscy się w nim bawią i tańczący i oglądający.
- Wszystkie tańce związane są z różnymi regionami naszego kraju. Czy mógłbyś wymienić ich nazwy?
- Na początek wymienię nazwy tańców, które miałem już okazję zaprezentować na scenie: taniec Kaszubski z bardzo efektownym finałem- dżekiem, Krakowiak, Lublin z oberkiem, taniec Wielkopolski, Śląski, Sądecki część 1 i 2 (Sącz), Kurpie. A tańce, których nie tańczyłem to: Rzeszów, Biłgoraj, Podlasie, Chełm, Opoczno, Kielce, Łęczyce i wiele innych. Ponadto w repertuarze ZTLu znajdują się także tańce zagraniczne: Ukraina, Mołdawia, Rosja i Białoruś.
- Jaka panuje atmosfera w zespole?
- Powiem Ci, że po pewnym czasie zaczynasz się zżywać z osobami z zespołu i stają się oni częścią twojego życia. Głównie spędzamy ze sobą miłe chwile, ale zdarza się też, że jest inaczej. Wszyscy są życzliwi, zawsze można liczyć na pomoc np. starszego kolegi, czy koleżanki. Jak już wcześniej wspomniałem, niemal po każdej próbie zachodzimy do baru, by pogadać…niekoniecznie o tańcach:) W historii zespołu zdarzyło się też, że ludzie znajdowali w nim swoich życiowych partnerów.
- Czy wyjeżdżacie z zespołem do innych miast, państw, by zaprezentować swoje umiejętności?
- Zespół ma już ponad 286 wojaży zagranicznych do 55 krajów świata na 5 kontynentach. Do tej pory najwięcej razy był w Niemczech, bo aż 51 razy. 3 razy prezentował się w Bułgarii, gdzie w 1963 roku odbył swój pierwszy wyjazd zagraniczny. W niedalekiej przyszłości planowane są wyjazdy na Białoruś i do krajów Skandynawskich. Aby wyjechać, należy przede wszystkim systematycznie chodzić na próby.
- W tym roku ZTL obchodzi swoje 55- lecie („szmaragdowe gody”). Z tej okazji odbyło się dużo waszych koncertów, które można było podziwiać w „Chatce Żaka”. Jak się czujesz po 4 dniach tak intensywnej pracy?
-Miałem zaszczyt uczestniczyć w tym jubileuszu, do którego przygotowywaliśmy się ponad miesiąc. Te 4 dni w mojej krótkiej historii tanecznej były czymś wyjątkowym, ale zarazem męczącym. Pierwszego dnia najbardziej odczułem zmęczenie, gdyż tańczyłem aż 9 tańców. Jako jedyny z grupy brałem udział w dwóch tańcach po kolei, gdzie miałem niewiele czasu na przebranie się. Kolejne dni przebiegały nieco spokojniej. Uważam, że energia i czas poświęcony próbom był tego wszystkiego wart.
- Dziękuję za rozmowę, życzę sukcesów oraz kolejnych jubileuszy.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz